Gdzieś na dachu wieżowca samotna dziewczyna otworzyła oczy.
Czy to wszystko było snem..?
A może teraz śni?
Powoli dochodziły do niej myśli. Andrea. To było imię. Tak na nią mówili..
Wtedy była szczęśliwa.. Więc dlaczego jej to zrobił? Dlaczego wysłał ją do tych istot którym kiedyś tak współczuła..
Nie wszyscy byli źli.
Wiele razy rozpaczliwe chciała im pomóc w różnych sprawach, ale teraz, cielesna obecność pośród nich była załamująca.
Czuła się mała i nieważna, a przede wszystkim zniknęło uczucie lekkości i szczęścia.
Pamiętała już wszystko.. Całą drogę do tego zepsutego świata.
Spadała.. Czuła jak z każdą chwilą oddalała się od radości i miłości.
Otrząsnęła się ze wspomnień. Chwiejnie stanęła na nogach i spojrzała w górę.
Chmury nad nią układały się w jaśniejący wir, który powoli zanikał.
Jej krótka sukienka trzepotała na wietrze.
Spuściła wzrok i długo patrzyła na tętniące życiem miasto.
Londyn nigdy nie kładł się spać.
-Ten świat jest potępiony -szepnęła -Tu upadają anioły.